czwartek, 17 kwietnia 2014

Shilin Night Market - Taipei

Shilin night market to największy a co za tym idzie najpopularniejszy nocny rynek w Taipei. Tanie ubrania i uliczne jedzenie to to, co przyciąga tu wieczorami tysiące turystów. Ja wybrałam się na Shilin, bo chciałam zobaczyć największa na świecie kiełbasę, największego kotleta i poczuć smród „stinki tofu”. Zakupów ubrań nie planowałam bo po pierwsze ich jakość pozostawia wiele do życzenia a po drugie ceny dla turystów są często zawyżane i trzeba się targować. Nie żebym nie umiała, ale mogę to robić tylko wtedy gdy naprawdę mi na czymś zależy. W tym przypadku szkoda byłoby  mi czasu i nerwów. Wycieczkę na night market planowałam już od pierwszego dnia pobytu w Taipei jednak ciągłe castingi i praca sprawiały, że przekładałam to z dnia na dzień. Wracałam do domu wieczorami taka padnięta, że jedyne o czym myślałam to było łóżko. Z drugiej strony nie chciałam jechać tam w weekend bo wiedziałam, ze wtedy są tam dzikie tłumy. W końcu doszłam do wniosku, że jeśli nadal będę zwlekać, czekając na wolny dzień w tygodniu to prawdopodobnie nigdy się tam nie wybiorę. Miałam do wyboru sobotę lub niedziele. Wybrałam sobotę. Nie wiem czy to był dobry wybór, nie wiem ile ludzi byłoby tam w niedziele, ale w sobotę – o mamooo... łeb na łebie. Całe szczęście byłam tam od samego początku, od godziny 5 i ludzie dopiero zaczynali się schodzić. Dzięki temu udało mi się zobaczyć wszystko co chciałam w zaledwie pół godziny, co pewnie godzinę później zajęłoby mi 5 razy tyle. Widziałam kiełbasę, widziałam kotlety i czułam tofu. Smród tofu – odurzający. Nie wiem jak ludzie, którzy to sprzedają mogą stać przy stoisku cały dzień. Jedyna opcja to taka – że się do tego przyzwyczajają. Choć nie wyobrażam sobie, żeby można było się do tego przyzwyczaić. Już pomijając tych, którzy sprzedają, ale jak ludzie mogą to jeść?! Mój znajomy Tajwańczyk twierdzi, że podobno jedząc nie czuję się zapachu a smakuje wyśmienicie. Nie pozostaje mi nic innego jak uwierzyć na słowo, bo spróbować na pewno nie spróbuję. Najgorsze jest to, że stoiska ze „stinki tofu” są na każdym kroku i średnio co 10 minut ten zapach uderza w nozdrza. Ja po godzinie miałam już serdeczne dość. O 18:30 ludzi było tyle, że patrząc przed siebie widziałam tylko plecy. Chciałam wracać do domu, tylko nie wiedziałam jak. Nie miałam zielonego pojęcia gdzie jest stacja metra. Bałam się pytać o drogę, bo z doświadczenia wiem, że jak zapytasz o nią 5 Tajwańczyków to każdy z nich wskaże Ci inną. Pół biedy gdyby choć jedna z nich była właściwa. Najczęściej żadna z nich nie prowadzi do celu. Wyczerpana błądzeniem w tym tłumie postanowiłam zaryzykować. Całe szczęście pierwsza zapytana przeze mnie osoba się nie pomyliła. Prawdopodobnie tylko dlatego, że metro było 200 metrów od nas.

Wybierając się na Shilin Night Market należy pamiętać żeby wysiąść na stacji Jantan. Dużo osób popełnia błąd wysiadając na kolejnej, której nazwa jest identyczna jak nazwa marketu – Shilin. Po wyjściu z metra podążać za tłumem.  

Na koniec najważniejsze. Nie kupować owoców! To, że nie ma podanej ceny nie oznacza, że są one za darmo. Ile mogą kosztować owoce? Niewiele. Pewnie z takiego założenia wychodzą Ci, którzy nie pytając wcześniej o cenę, dają się skusić na woreczek pociętej papai, ananasa czy jabłka. Właściwą dpowiedź na  to pytanie poznają w momencie, gdy towar ląduję w ich ręcę. Dwa małe woreczki pociętych owoców - 750 NT (75 zł). Sprawa ta nagłaśniana jest nawet w tutejszych mediach. I mimo, że w większości hoteli stoją tabliczki przestrzegające przed kupnem owoców na Shilin Markecie to wciąż wielu nieświadomych turystów daję się nabierać.

Można tu kupić kiełbasę w kiełbasie ( mała w duzej). Wygląda to jak hot-dog z tym, że zamiast bułki jest własnie kiełbasa.

Kotlety.

Owocki! Kto by się nie skusił?

Lemon Aiyu Jelly (柠檬爱玉) - smakuje jak mrożona herbata z limonkowymi żelkami.

Grillowane grzyby.

A to, nie mam pojęcia. 


Kandyzowane truskawi i pomidorki koktajlowe.




Zabawa dla dzieci - łowienie rybek.





Stacja metra (godzina 7 pm)

2 komentarze:

  1. No ja tylko mogę pozazdrościć takich ciekwych podróży i zobaczenia tak niezykłych miejsc. Chociaż ta kiełbasa mnie trochę przeraża... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha. Przeraża chyba wszystkich z wyjątkiem Tajwańczyków ;)

      Usuń