czwartek, 15 stycznia 2015

One day in Shanghai

Trzy lata temu, na swoim pierwszym kontrakcie w Guangzhou poznałam Zaina. Wracając do Polski byłam przekonana, ze już nigdy więcej się nie spotkamy. No bo gdzie i kiedy? Ja nie planowałam kolejnego kontraktu w Guangzhou a Zain? Przez myśl nie przeszło mi prosić go wtedy, żeby przyleciał do Polski tylko po to, żeby mnie odwiedzić. Jak się okazało, nie musiałam wcale go prosić. Dwa lata później spotkaliśmy się w Krakowie. Zain żyje na walizkach, podróżując właściwie bez przerwy. Dlatego za każdym razem gdy lecę na kontrakt daję mu znać gdzie, licząc na to, że on też się tam wybiera. Będąc już w Hangzhou wysłałam mu wiadomość, a kilka dni później dostałam odpowiedź - "Spotkajmy się w niedziele w Shanghaiu". Nie wiedziałam jeszcze wtedy, co powiem agencji, ale wiedziałam jedno - w niedzielę jadę do Shanghaiu. Wspominałam już o tym, że castingi miałyśmy codziennie a jak nie ich było to był cud? Wyobraźcie sobie, że jeden z tych nielicznych cudów zdarzył się właśnie w niedzielę...

Najszybszym sposobem dostania się z Hangzhou do Shanghai jest Fast Train. W ciągu całego dnia pomiędzy tymi dwoma miastami kursuje 36 pociągów. Cena waha się od 26 zł do 80 zł, w zależności od klasy pociągu i od czasu podróży. Te najszybsze jada około godziny.  Ceny i godziny możemy sprawdzić tutaj: http://www.chinatrainguide.com/shanghai-railway-station/hangzhou.html
Warto zwrócić uwagę na stację, z której pociąg startuje i na stację docelową, ponieważ te różnią się od siebie. Należy pamiętać tez o tym, żeby w każdą podróż zabierać ze sobą paszport, bo bez niego nie kupimy biletu. Ja jechałam na Hongqiao, ponieważ stacja ta położona jest bezpośrednio przy lotnisku, na którym o 11 miał lądować Zain. Ja dotarłam na miejsce kilka minut wcześniej, dzięki czemu udało mi się zrobić mu niespodziankę i przywitać go w hali przylotów. Pojechaliśmy do hotelu zostawić walizki i oboje byliśmy gotowi na zwiedzanie Shaghaiu.  I tu pojawił się problem – od czego by tu zacząć? Czasu było niewiele, bo musiałam przecież tego samego dnia wrócić do Hangzhou. Miałam już kupiony bilet na ostatni pociąg o 21:30. Zaczęliśmy więc od tego, co było najbliżej - People's Square i ulica Nankińska.



Nanjing Road - uznawana za jedną z największych ulic na świecie (5,5 km długości)




M&M’S World® store













Po drodze wstąpiliśmy do Starbucksa kupić coś ciepłego do picia. Wychodząc z niego zobaczyłam wielki czerwony autobus i usłyszałam Zaina krzyczącego do kierowcy żeby na nas zaczekał. W ostatniej chwili wskoczyliśmy do środka. Okazało się, że to jeden z turystycznych autobusów. Jego trasa obejmuję najbardziej popularne atrakcje w Shanghaiu. Bilet kosztuję 30 RMB ( ok. 15 zł ) i ważny jest przez 24 h od zakupu. Można, więc wysiadać z niego kiedy tylko chcemy i po zwiedzeniu wskakiwać w kolejny. To był strzał w 10. Skoro nie mogłam w ciągu kilku godzin zwiedzić wszystkiego, mogłam przynajmniej większość z tego zobaczyć. Jedyny minus to problem z robieniem zdjęć w ruchu. Wszystkie zdjęcia, jakie zrobiłam wyszły zamazane. Wyskoczyliśmy tylko w jednym miejscu, które chciałam koniecznie zobaczyć - przy promenadzie nad brzegiem rzeki Huangpu. Co prawda pogoda nie rozpieszczała tego dnia i zdjęcia wyszły "szarawe", ale i tak widok był niesamowity.

Dzielnica Pudong - po wschodniej stronie rzeki Huangpu.











Po przejechaniu całej trasy wróciliśmy pod hotel Zaina. Była godzina 19:00 i byłam święcie przekonana, że to koniec atrakcji na dzisiaj. Okazało się jednak, że najlepsze było dopiero przede mną. Jeżdżąc autobusem po Shanghaiu zwróciłam uwagę na wieżowiec, na szczycie, którego znajdowała się wielka, podświetlona na pomarańczowo kopuła. Zastanawiałam się, co to może być. Nie przypuszczałam wtedy, że będzie ona mieć związek z niespodzianką, jaką na koniec przygotował dla mnie Zain. Na 45 piętrze  tego wieżowca znajduję się restauracja - Epicure on 45. Cała przeszklona, dzięki czemu można z góry podziwiać Shaghai. Jakby tego było mało – kopuła powoli obraca się w koło, robiąc w 2 h pełny obrót. Zwariowałam…










 I just want to say thank you Zain for this amazing day and thank you for being in my life!! Hope to see you soon !!


środa, 3 grudnia 2014

Fei Lai Feng - Hangzhou

Tak, wiem - kolejny raz zrobiłam sobie długą przerwę w pisaniu. Nie dodawałam kolejnych postów na temat Tajwanu, ponieważ przez przypadek usunęłam wszystkie zdjęcia z karty SD. W momencie, kiedy zdałam sobie z tego sprawę, byłam tak wściekła, że straciłam motywację do tego by dalej pisać. Jaki sens ma dodawanie notek bez zdjęć? Żaden. Czekałam, więc na kolejny kontrakt, od którego mogłabym zacząć nowy rozdział bloga. I stało się. Ponad miesiąc temu przyleciałam do Chin... No właśnie - ponad miesiąc temu a blog przez ten czas ciągle świecił pustkami. Wszystko to spowodowane brakiem czasu. Nie mam tu na myśli braku czasu na pisanie a brak czasu na zwiedzenie. Do tej pory miałam zaledwie trzy, wolne dni. Po raz pierwszy współpracuję z agencją, w której castingi są codziennie, od poniedziałku do niedzieli. Pocieszam się faktem, ze mieszkam w Hangzhou - małym jak na chińskie warunki mieście i wiele do zwiedzenia tutaj nie ma. Jedną z najpopularniejszych atrakcji, ściągającą rzesze turystów jest jezioro West Lake. Dzięki niemu Hanzghou otrzymało przydomek najbardziej romantycznego miasta w Chinach a Marco Polo uznał je za najwspanialsze miasto na świecie.

Ja zwiedzanie zaczęłam "od tyłu". Do jeziora West Lake" mam 20 minut piechotą, dlatego w pierwszy wolny dzień postanowiłam zwiedzić coś bardziej ode mnie oddalonego a najlepsze zostawić na koniec. Wybór padł na groty Fei Lai Feng. Nazwa ta związana jest z legendą, która głosi, że 1600 lat temu przybył tu indyjski mnich Huili, któremu góra przypominała jeden z wierzchołków Indii do tego stopnia, że określił ją mianem Fei Lai Feng ("Wierzchołek, który przyleciał z daleka"). Wierzył on bowiem w to, że góra w cudowny sposób przeleciała z Indii do Chin. Miejsce to słynie z 330 płaskorzeźb buddyjskich pochodzących z okresu X-XIV w. W sąsiedztwie urwiska znajduję się również Lingyin Temple - jeden z najstarszych klasztorów w Chinach.

Zacznę od tego, że najprostszym sposobem dostania się tam jest dojazd autobusem. Busy 7 i 807 zatrzymują się kilka metrów od wejścia do parku. Ja wpadłam na najgłupszy pomysł na świecie i wybrałam się tam na piechotę. Pomyślałam, że skoro mam cały dzień wolny mogę się przespacerować. Mapy Google pokazywały drogę 4,5 km i czas: nieco ponad godzinę,. Pewnie faktycznie tyle by mi to zajęło, gdyby nie fakt, że po drodze zabłądziłam nadrabiając dodatkowe 2 km. Mało tego... Po dotarciu "na miejsce" okazało się, że w promieniu jednego km nie ma nic innego z wyjątkiem plantacji herbaty.





Nie dużo brakło, a zmęczoną tą wędrówką zakończyłabym zwiedzanie właśnie tutaj. Z drugiej strony zobaczyć tylko tyle, po dwu godzinnym spacerku? Trochę słabo... Pokazałam zdjęcie parku mijającym mnie ludziom i kierując się ich wskazówkami, dotarłam na miejsce.

Za bilet wstępu do parku trzeba zapłacić 45 RMB ( około 25 zł ). Niby nie dużo, ale denerwujący jest fakt, że w Hangzhou płacić trzeba dosłownie za wszystkie atrakcje ( nawet za wejście do lasu 4 zł ). W dodatku bilet ten nie uprawnia do zwiedzania świątyni Lyngyin, która znajduję się na terenie parku. Trzeba za nią zapłacić dodatkowo 30 RMB. Niestety nie wiedziałam o tym wcześniej i z powodu braku pieniędzy w portfelu musiałam ją pominąć.

Ja wybrałam się tam po to, żeby zobaczyć wykute w skale płaskorzeźby buddyjskie. Rozsiane są one po całym wzgórzu - wzdłuż ścieżek i wewnątrz jaskiń. Z ich powstaniem związana jest pewna legenda. Głosi ona, że zanim szczyt osiadł w Hanzghou zniszczył po drodze wiele wiosek. W celu zapobieżenia spowodowaniu jeszcze większych szkód, ponad 300 posągów zwaliło się na górę aby ją stłumić.

"Śmiejący się budda". Podobno ma tak wielki brzuch, bo przechowuje w nim wszystkie problemy świata. 
















Alternatywą dla świątyni Lingyin Temple jest Yongfu Monastery - klasztor buddyjski szkoły chan, założony w 326 r ( jeden z najstarszych w Chinach ). Nie jest on aż tak popularny jak świątynia, ale dzięki temu panuje tu większy spokój, którego nie zakłócają tłumy turystów. Żeby było śmiesznie - pisząc ten post i szukając informacji, zdałam sobie sprawę z tego, że właściwie to w nim nie byłam. Byłam tylko w jednym z jego pawilonów... Dobrze wiedzieć...

Awalokiteśwara (dosł. Pan patrzący w dół ze współczuciem) - w buddyzmie dalekowschodnim czczona jest żeńska forma bodhisattwy 











Na koniec jedno jedyne zdjęcie z Olą, z naszej ostatniej wycieczki do "Bambusowego Parku". Po przejechaniu dwóch przystanków autobusem, dostałyśmy telefon z agencji, że mamy casting i musimy być na nim jak najszybciej. Dodam, że tu był nasz "wolny" dzień. Takich "wolnych" dni było już kilka.

"Bambusowy park" w taksówce






wtorek, 16 września 2014

Museum of World Religions - New Taipei City

Niestety mój czas na Tajwanie dobiega powoli końca. W przyszły poniedziałek wracam do Polski. Nie dodaję postów na bieżąco, ponieważ staram się jak najlepiej wykorzystać ostatnie dni i zwiedzić jak najwięcej. Jedyne, czego potrzebuję by pisać to materiał. Dlatego teraz muszę uzbierać go jak najwięcej, bo to pozwoli mi dodawać posty jeszcze przez dłuższy czas, po moim powrocie. W poprzedniej notce wspominałam o tym, że atrakcje w Taipei już mi się skończyły i planowałam więcej wycieczek poza miasto. Jednak dwie niedziele temu zmuszona byłam poszukać czegoś w okolicy. W tym bowiem dniu wypadała pierwsza niedziela miesiąca i w budynku Fu Jen University odprawiania była msza święta dla Polaków. Jeżdżę na nią co miesiąc, dlatego i tym razem nie mogłam sobie odpuścić. Uniwersytet Katolicki znajduję się po drugiej stronie Taipei, dlatego dojazd tam metrem, zajmuję mi około godziny. Msza była o godzinie 11, później powrót do domu i tak minęła mi połowa dnia. Planowaną na ten dzień wycieczkę do miasteczka Ping Hsi przełożyłam na dzień następny i zaczęłam szperać po portalach turystycznych w poszukiwaniu czegoś w pobliżu. Tak trafiłam na Museum of World Religions, którę znajduję się 10 minut na piechotę od mojego apartamentu. Nie skakałam z radości na samą myśl o tym, że to - muzeum, ale później... Bogu dziękowałam, że je znalazłam.

Museum of World Religions założył buddyjski mnich Hsin Tao, który miał wizję stworzenia miejsca, które połączy wszystkie religię świata. Każda religia, bowiem wierzy w swoją wyższość nad pozostałymi, czego efektem są uprzedzenia i brak szacunku do siebie. Zwiedzając to muzeum mamy możliwość zapoznania się z innymi religiami i zrozumienia różnić i podobieństw pomiędzy nimi. Master Hao widzi świat, jako globalną wioskę, w której różnice wyznania nie powinny prowadzić do podziałów i niezgody. "Drzwi do dobroci, mądrości i współczucia są otwierane kluczami serca " – hasło to, pochodzące z gatha ( hymnu) napisanego przez mistrza Dao - Hsin, wita gości przy wejściu. 




Zwiedzanie muzeum  rozpoczynamy przez uczestnictwo w akcie oczyszczenia.  Woda ma symboliczne znaczenie dla wielu Religi ( Jezus został ochrzczony w rzece Jordan, wyznawcy Hinduizmu obmywają swoje grzechy w Gangesie). Dotykając kurtyny wodnej, przemywamy ręce, oczyszczając tym samym serce i duszę. 
























Kolejnym etapem jest Droga Pielgrzyma. Długi korytarz po którego lewej stronie, na ścianie rzutowane są zdjęcia pielgrzymów a po prawej, na filarach wyświetlane są pytania – Kim jestem? Skąd pochodzę? Kim jest Bóg? Podążając wzdłuż niego mamy czas na znalezienie odpowiedzi i zastanowienie się nas sensem istnienia. 


Na końcu Drogi Pielgrzyma znajduję się czarna wrażliwa na ciepło ściana, na której możemy zostawić odcisk swoich dłoni. Ma to również wymiar symboliczny, ponieważ dłonie odgrywają niezastąpioną rolę w rytuałach religijnych. Wykorzystywane są do gestów związanych z modlitwą, błogosławieństwem, jałmużną czy uzdrowieniem.




Właściwe zwiedzanie muzeum rozpoczyna się od Golden Lobby. Sufit złotego holu wspierany jest przez dwa filary, na których w 14 językach napisane są zdania „Miłość to nasza wspólna prawda” i „ Pokój to nasze odwieczne pragnienie”. Były one inspiracją założyciela muzeum.



Na podłodze znajduję się Kosmograf, który reprezentuje trzy wymiary: Kosmos (niebo), Ziemię i Ludzkość. Łączy on tradycyjne obrazy, kolory i motywy różnych religii. Przypomina to swego rodzaju labirynt, który goście muzeum pokonują odkrywając znaczenia poszczególnych symboli. W zachodniej tradycji, droga wiodąca przez labirynt stanowi rodzaj poszukiwania prawdy.
Sufit Golden Lobby to niebo a światło gwiazd padające na podłogę symbolizuję most pomiędzy niebem a ziemią.



Z holu przechodzimy do małej sali kinowej, w której średnio co godzinę wyświetlany jest krótki, 12 minutowy film.  Przedstawia on historie stworzenia świata, złożoną z wierzeń wszystkich religii. Nie trzeba się martwić i zerkać, co kilka minut na zegarek w obawie przed tym, że przegapimy seans. Personel muzeum na chwilę przed jego wyświetleniem powiadamia o tym zwiedzających. Film jest po chińsku, ale z angielskimi napisami. 


W Wielkiej Sali Religii Świata mamy możliwość bliższego zapoznania się z dziesięcioma największymi religiami świata pod względem wyznawców. Stałe wystawy mają tutaj Chrześcijaństwo, Islam, Hinduizm, Buddyzm, Judaizm, Taoizm, Sikhizm, Shinto, Religia starożytnego Egiptu i religia Maya. Oprócz tego istnieje specjalna sekcja poświęcona religiom tajwańskim. Mamy możliwość zapoznania się z ich historią, tradycjami, strukturami, rytuałami i świętami. Na monitorach wyświetlane są obrazy, które ukazują ich piękno a z głośników lecą dźwięki charakterystyczne dla danej religii. Na środku sali znajdują się modele najbardziej popularnych obiektów sakralnych. Skonstruowane są one albo w skali 1: 30 albo 1:50. W środku nich znajdują się mini kamery sterowane za pomocą joysticka. Dzięki temu możemy "zajrzeć" do wnętrza budynków i przyjrzeć się z bliska obrazom, rzeźbom i architekturze. 








Odbite dłonie ludzi, którzy w jakiś sposób przyczynili się do powstania muzeum.




Piętro niżej w sali Life Journey zwiedzający badają upływ życia ludzkiego z perspektywy różnych wyznań i kultur. "Podróż życia" obejmuję najbardziej istotne etapy - narodziny, dorastanie, dorosłość, starość, śmierć i życie po śmierci. Dowiadujemy się, jaki wpływ na każdy z nich ma religia oraz jakie są obrzędy i tradycje z nimi związane.





 Dwa ostatnie pomieszczenia to Galeria Medytacji i Sala Przebudzenia.

W Meditation Gallery znajdują się trzy duże ekrany, które przedstawiają metody kontemplacji i medytacji stosowane przez Chrześcijan, Buddystów, Hinduistów, Muzułmanów i Żydów. Na panelach pod monitorami znajdują się panele, na których podane są szczegółowe informacje na ten temat.





"Awakenings" to sala, która gromadzi przemówienia światowych przywódców religijnych i znanych osób, które dzielą się swoimi duchowymi doświadczeniami i świadectwami życiowymi. Założyciele muzeum wierzą w to, że dla niejednego z nas mogą one stać się źródłem inspiracji.




Choć jak wspomniałam, z początku miałam mieszane uczucia co do tego muzeum, tak po wizycie stwierdzam, że powinien odwiedzić je każdy, kto tylko ma taką możliwość. Bez względu na to czy jesteśmy wierzący czy nie... T miejsce jest magiczne.


How to get there? MRT: Yongan Market Station ( żółta linia )